czwartek, 25 sierpnia 2011

Dzień trzynasty - od wschodu do zachodu słońca nad dwoma morzami

Natrętny dźwięk budzika zostaje wynagrodzony widokami, jakie roztaczają się po otwarciu namiotu. To prawdziwy kolorowy spektakl...









Dodatkowo, fale wyrzucają na brzeg ogromne muszle - nie wiedziałam, że takie można znaleźć w naturze - ot, tak leżące na plaży...


Po krótkim "dospaniu", zjadamy śniadanie, pakujemy się i - popędzani deszczem - opuszczamy przemiłą plażę. Droga wygląda zupełnie inaczej, niż w suchych dniach poprzednich. Pył, na którym wygrzewały się węże, zamieniony jest w błoto, z którego wypryskują liczne kamienie.


Kercz wita nas mocno industrialnie....



Oraz urbanistycznie:




Koniec Europy wygląda tak: 


Można tu wsiąść na statek i popłynąć do Rosji. A może i dalej? nie sprawdzaliśmy.....

W krymskim porcie czeka na nas spora atrakcja - toalety z sedesem!!! Kiedy pędzę z I. skorzystać z - zapomnianego prawie - przybytku, naszym oczom ukazuje się taki obrazek:


Czyściutkie kafelki, nowoczesna armatura, zapas papieru i mydła - wszystko po europejsku....tylko dlaczego dwie toalety w jednej kabinie???Może dla zacieśniania więzi rodzinnych? My zacieśniamy.

Jedziemy do punktu widokowego, gdzie można zobaczyć dwa morza, cieśninę Kerczeńską  ze statkami oraz - w oddali - Rosję.

Morze Azowskie:




Morze Czarne:


Landek prezentuje się nader terenowo....


W pobliżu miejsca widokowego mieści się wioska z cudownie uporządkowanymi i kolorowymi obejściami. Pytamy krzątającą się kobietę, czy możemy zrobić kilka zdjęć. Zwabiony naszymi głosami, o lasce, acz bardzo żwawo, wychodzi z domu starszy pan i zaczyna rozmowę - widać - spragniony towarzystwa. Iwan Wasiliewicz, lat 83, z czego 50 na morzu. Płyną morskie opowieści.....



Część ekipy oddziela się, żeby zwiedzić Kercz, my decydujemy, że wystarczy nam ta próbka, którą widzieliśmy z okien samochodu - kolejne sowieckie mieścidło. Jedziemy nad Morze Azowskie, w poszukiwaniu miejsca na nocleg.
W wiosce Piesocznoje robimy zakupy - ekspedientka liczy na liczydłach!!!Nie wiem, czy to widać, ale tak: za torbą  pielmieni stoją prawdziwe, drewniane liczydła, i zapewniam - nie są bezużytecznym rekwizytem.....


Kiedy po wsi rozchodzi się nowina, że "obcy przyjechali", nagle w sklepiku ustawia się kolejka. Każdy mieszkaniec czuje silną potrzebę zakupów - jeden pan nawet kupuje zapałki, płaci....ale tak jest zajęty obserwowaniem nas, że o zabraniu zapałek już  zapomina....


A z poniższego gospodarstwa pochodzą arbuzy, które nawet dowieźliśmy do Polski. Małe, a smaczne.


I jeszcze historyjka ludowa: kiedy czekamy na dokończenie zakupów warzywnych przez naszych ludzi, G. biega po wioskowych ulicach z Mimim. Dla tego mniejszego, atrakcję stanowią wszelkie zwierzęta - tutaj jest to stadko gęsi. Biega i dokazuje. Nagle podchodzi do nas starsza kobieta, pyta, skąd jesteśmy..."Z Polski" "A, to dobrze, ja też z Ukrainy!" (gwoli wyjaśnienia: współcześni mieszkańcy Krymu to głównie Rosjanie, Ukraińcy stanowią tu mniejszość). Kobieta ostrzega nas, żeby uważać na Małego, bo jak się wystraszy gęsi, to koniec, nawet odczynianie uroków nie pomoże. Gęsi są gorsze od psa, najgorsze! Bo jak pies wystraszy, to można "babkę" zawołać i ona urok odczyni, ale na gęsi nie ma sposobu...."
Wzbogaceni o mądrość ludową, po krótkim błądzeniu po lesie, który wygląda jak nasz, podotwocki, rodzimy zagajnik, wjeżdżamy nad morze.







Piękne, ciepłe, falujące tak bardzo, że aż strach! Ale jednocześnie płytkie i przewidywalne - aż do zachodu słońca nurzamy się i skaczemy w falach, mając z tego wiele radości.

Obozowisko o zachodzie:


I sam zachód...równie malowniczy, jak wschód:









Przed udaniem się na spoczynek, obserwujemy jeszcze....świecące fale. Prawdopodobnie fluoryzowanie jest efektem przypłynięcia jakichś morskich żyjątek. Widok - niesamowity. Całe morze świeci zielonkawo, najbardziej jaskrawo zaś grzebienie fal. Zasypiamy, kołysani podmuchami wiatru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz