poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Przez północne Niemcy

Cudnie, wiosennie, czysto, świeżo!
Aż się chce jechać przed siebie....

W miasteczku, w którym przewodnik kazał nam się zatrzymać (Greifswald), weryfikujemy temperaturę odczuwalną, z tą wyobrażaną sobie podczas jazdy. Jednym słowem: ZIMNO!
Doniesienia rodziny z centralnej Polski o tym, że upał taki, że wytrzymać się nie da, zbywamy wyniosłym milczeniem i szczękając zębami, zjadamy na rynku ciasto, zamiast lodów, popijając gorącą kawą i herbatą.
 Miasteczko, jak miasteczko. Czyste, poukładane. Ale żeby aż zachwyt wzbudzało na tyle duży, żeby specjalnie doń z drogi zjeżdżać? Hmmm...



Po posiłku regeneracyjnym, wjeżdżamy - mostem - na Rugię. Nasz przewodnik mówi, że most ten, jest jedynym połączenie wyspy z lądem, więc z sezonie letnim bywa zakorkowany permanentnie. Na szczęście maj to jeszcze nie sezon.

Rugia przepiękna. Zielona, przyrodniczo urozmaicona, spokojna. Objeżdżamy ją wokół, skrzętnie odnotowując miejsca, w które obowiązkowo musimy wrócić. Najchętniej wyposażeni w rowery.















Po nieudanej próbie przepłynięcia na wyspę Hiddensee,



 wyjeżdżamy z Rugii w kierunku Danii, szukając noclegu, ale w okolicach Roztocku stwierdzamy, że zmienimy nasze plany: zaokrętujmey się na noc na prom do Malmo i to będzie nasz nocleg. Kopenhagę więc zobaczymy przed Legolandem, a nie odwrotnie.

Tuż przed północą, wykupiwszy w promowym sklepie wszystkie gadżety z łosiami oraz znaczną  część zapasów żelków Haribo, udaliśmy się na spoczynek, by nowy dzień powitać na szwedzkiej ziemi.



niedziela, 29 kwietnia 2012

Najtrudniejszy pierwszy krok....

...bowiem najtrudniejszy jest przejazd przez kraj nasz ojczysty. Wlecze się, ciągnie i końca nie widać. Najpierw dojazd do autostrady poznańskiej - dookoła, bo przecież od strony Warszawy nie jest gotowa....Kiedy już - już w dole, pod estakadą widać równą i pustą, szeroką drogę, okazuje się, że objazd jest tak sprytnie poprowadzony, że należy przejechać jeszcze przez miasteczko (wyrazy współczucia dla mieszkańców) i kawałek nieużytków. Dlaczego nie można wjechać na autostradę wprost z gotowej estakady, tego nie wiem.
Potem, już na autostradzie, co chwilę bramki - albo dla pobrania bileciku, albo dla uiszczenie opłaty (słonej opłaty, dodam).
W końcu, za Poznaniem, zjazd z autostrady (po burzliwej dyskusji i bieżącym ustaleniu dalszych planów) i obranie kierunku na północ.
Piękne tereny! Lasy, niewielkie jeziora, zieleń, spokój. Chciałoby się tu wypoczywać....Tylko dlaczego to tak daleko od nas?
Nocleg w Gryfinie, w dość miłym, acz naprędce znalezionym pensjonacie. Bardzo osobliwy pokój: po otworzeniu drzwi, człowiek spodziewa się raczej widoku na standardowy pokój: łóżka, stoliki, telewizor, okno, drzwi od łazienki. Tu: zobaczyliśmy coś na kształt pomieszczenia gospodarczego z kręconymi schodami. Właściwy pokój (apartament!) okazał się mieścić  na górze.
Po kolacji grzecznie do łóżek, bo rano wyjazd.

Majówka

To, że tym razem padło na Danię, było dziełem przypadku. Jeszcze tydzień przed długim weekendem mieliśmy szereg propozycji i koncepcji, od powtórki z państw nadbałtyckich, przez rajd starych samochodów we Lwowie, odwiedzenie Bawarii ( z opcją Legoland) i Szwajcarii, albo Skandynawii, albo Bałkanów, na siedzeniu w domu i wycieczkach rowerowych skończywszy.

Wygrał Legoland w Danii, bo kusiły nas od dawna mosty nad Cieśninami Duńskimi, kusił nas skandynawski spokój i niemiecki porządek. W drugi dzień najdłuższego weekendu, po sobotniej wycieczce rowerowej po naszej Stolicy, ruszyliśmy w drogę - na Północ.

Tym razem, zakładając, że nie będzie to podróż terenowa, tylko szosowa, zabraliśmy Zielonego Potwora w  wersji De Luxe: