Co zaplanowaliśmy, to udało nam się zrealizować. I o to chodziło, tegoroczne wakacje miały nam dostarczyć wypoczynku, nie przygód.
Słońce - było, morze - było, góry - były, pyszna pizza, smakowite wina białe: Malvazija i Grasevina, cevapcici, burki z mięsem i serem - były. Wycieczka do Zadaru - była, w bonusie - pierwszy raz widzieliśmy falujący Adriatyk:
Most w Maslenicy - stoi:
Zarejestrowaliśmy również zmiany.
Plaża - niegdyś dzika i znana wyłącznie tubylcom - zmieniła się w dość uczęszczane miejsce. Myślę, że duże "zasługi" w tym zakresie ma google maps, gdzie zamieszczone są nie tylko zdjęcia, ale i sposób dojazdu. Cóż, trzeba będzie zmienić miejsce na mniej dostępne dla "zwykłych" samochodów.
Jednak nasz czerwony, morski "Prijatel", którego odwiedzaliśmy co roku, jest na swoim miejscu, przyczepiony do samotnej skały. To dopiero lokalny patriota....
Landziak, jak to on - spisał się świetnie. Całą drogę marudził, dostarczając nam niezapomnianych atrakcji i przeżyć (niekoniecznie pozytywnych), jednak na miejsce dojechał i dowiózł nas z powrotem w całości. Fakt, po powrocie udał się wprost do warsztatu, gdzie M. dłuuugo się głowił, co mu właściwie dolega....
Na Bałkany niewątpliwie wrócimy. Może zimą.....
A już na pewno wtedy, kiedy będziemy chcieli odpocząć od codzienności. Dla nas spokojna Chorwacja jest idealną receptą. Tak, tak. Napisałam: "spokojna". Nie zaznaliśmy bowiem Chorwacji imprezowej i pełnej turystów. I nie śpieszy nam się jakoś, żeby poznać ją od tej strony.
