wtorek, 28 czerwca 2011

Ohridsko Jezero

http://en.wikipedia.org/wiki/Lake_Ohrid
 0:10 docieramy do miasteczka Struga - nad samym jeziorem. Miasteczko typowo wypoczynkowo - nadjeziorne: dyskoteki, stragany - ot, macedońskie Mikołajki.
 Wjeżdżamy tu trochę przez pomyłkę, ale kierowcy postanawiają skorzystać z okazji i zjeść cevapcici. Podobno przepyszne. Ja już marzę wyłącznie o prysznicu, nie skuszą mnie żadne frykasy....
Ponownie wjeżdżamy do Albanii - hotel przewidziany na dziś mieści się na wybrzeżu jeziora, ale w jego albańskiej części.
1:00 Omyłkowo wjeżdżamy do miasteczka Lin.  Wąskie uliczki, winogrona nad drogą, kamienne domki - pięknie! Może warto tu wrócić za dnia i pstryknąć kilka fotek? Przyłapujemy "na gorącym uczynku" kunę, skradającą się do przydomowego śmietnika na łowy.

1:30 Hotel Neli nad Jeziorem Ohrydzkim. Jezioro piękne - w blasku gwiazd. Obiecujemy sobie kąpiel i plażowanie aż do południa.
W drzwiach wita nas - groźnie szczerząc zębiska - najprawdziwszy WILK! Zdjęcia zrobione dopiero rano, nie oddają  w pełni grozy sytuacji:

 Wilk - oczywiście - jest wypchany. Podobnie jak mnóstwo innych zwierząt, "ozdabiających" pomieszczenia hotelowe, na przykład: śniadanie zjemy, patrząc w oczy wypchanemu lisowi....
 Ostatnią czynnością, jaką robimy przed spaniem, jest zmycie z siebie górskiego kurzu.

9.00 Wstajemy, żeby aby na pewno zdążyć z jeziorną kąpielą przed wyruszeniem w trasę. Woda nie należy do najcieplejszych - za to jest słodka - no i widoki przecudne. Kąpiel trwa może pięć minut - porządnie wygrzewamy się na słońcu z lekturą (następuje mała sprzeczka między Rodzeństwem: tak to jest, jak się ma w Załodze zapalonych czytelników o podobnych upodobaniach!)





13.00 Wyruszamy do miasteczka Ohrid, w Macedonii.  Próbuję wypatrzyć sławne albańskie bunkry - jeszcze parę lat temu można je było oglądać nawet na plażach - teraz Albania stara się o przyjęcie do Unii, nie boi się zgniłego Zachodu, więc bunkry są sukcesywnie niszczone. Ot - w oddali, na pagórku - wprawne oko dostrzeże dwie betonowe budowle.

Jezioro Ohrydzkie jest ogromne: jedziemy wokół niego już tyle czasu, a ono wciąż obok nas....
Znowu granica z Macedonią. Zaczepia nas miły pan, chcąc zaoferować nam lokalny instrument strunowy, ale nie dajemy się skusić.
13.30 Zwiedzanie Ohridu zaczynamy od zakupienia świeżo prażonych orzeszków - każdemu wedle upodobań: dla D. i G. - solone ziemne, dla I. - pistacje, dla mnie - ciecierzyca. Miłe to miasteczko, z wąskouliczkową starówką, ale jakieś takie zaniedbane? smutne? Sama nie wiem....





Jest tu  przystań dla łódek (nawiasem mówiąc - w ogóle na jeziorze nie widać łódek), monastyry, meczety, mury obronne i teatr grecki. W tym ostatnim nawet odbywa się przedstawienie na dwóch aktorów i jednego widza. Wyglądają dziwnie znajomo:


Napotykamy też polskie akcenty:

Powszechnie rozpoznawane, światowe marki też są obecne (trochę egzotyczne wyglądają nazwy zestawów, pisane cyrylicą):
W Ohridzie zjadamy obiad (makaron z owocami morza, rybę i lazanię), ja.  - pierwszy raz od Chorwacji - wreszcie mam okazję skosztować lokalnego wina (białe, zimne - pyszne!), zaopatrujemy się również w ciekawe pamiątki: dla I. ręcznie robiona zawieszka z imieniem, pisanym cyrylicą - plus, w gratisie - profil wycięty naprędce z czarnej kartki - duży szacunek dla Artysty - podobieństwo uderzające. Moja zawieszka wygląda tak:

17.00 Znów w towarzystwie Mercedesa i jego Załogi (bardzo fajni Bracia z Łodzi i....Australii), wyruszamy w dalszą drogę. Jezioro Ohrid z góry - boskie! Ale...znów nie jest łatwo. O ile - po górskich przeprawach  mam już trwale opadnięte skrzydełka i żadne przechyły nie są w stanie spowodować ich większego opadu, tak - tym razem - D. denerwuje się na to, że nie dość, że wspinamy się ostro w górę, po stromiznach i koleinach, to jeszcze musimy przedzierać się przez dość gęsty las.


 Wjeżdżamy na teren kolejnego Parku Narodowego - Galicica.
http://en.wikipedia.org/wiki/Gali%C4%8Dica
Zgrzytam zębami.





ok. 21.00 docieramy do obozowiska - wreszcie z większością Uczestników Wyprawy. Przysiadamy się do biesiady - wieczór spędzamy przy albańskiej rakiji od albańskich Braci Mechaników. Wreszcie ustalamy definicje: co dla kogo znaczy pojęcie off-road. Tak, jak myślałam: okazuje się, że nie mamy wspólnej definicji i raczej nie zanosi się na to, żebyśmy ją w najbliższym czasie wypracowali. Decydujemy się na odłączenie od grupy i samodzielną kontynuację podróży.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz