środa, 2 maja 2012

Świt w Szwecji, poranek w Danii

Po obejrzeniu wschodu słońca na pełnym morzu i powitaniu ze szwedzką ziemią,



  po krótkim przejeździe po przedmieściach Malmo,  udało nam się wreszcie zobaczyć ( i przejechać!), zgodnie z odwiecznymi chęciami, słynne mosty nad Cieśninami Duńskimi. Wrażenia były niesamowite, właśnie takie, jakich oczekiwaliśmy.





Pola wiatraków, wyrastających wprost z morza....



W Kopenhadze zastaliśmy mnóstwo, naprawdę mnóstwo rowerów - wiedzieliśmy, że Dania to raj dla rowerzystów, ale czegoś takiego się nie spodziewaliśmy. Pięknie!
Oprócz rowerów, o tej wczesnej porze, nie było widać NIC, co by nas interesowało. Chcieliśmy śniadania oraz toalety. Chcieliśmy informacji, gdzie jest coś wartego obejrzenia i jak daleko mamy do Ogrodów Tivoli. Duńczycy, śpieszący swymi dwukołowymi pojazdami do pracy, byli nie do zaczepienia, tak szybko pomykali po specjalnym pasie rowerowym.
Wreszcie, po krótkim spacerze, znaleźliśmy coś na kształt sklepu z barem, gdzie nabyliśmy kawę i herbatę z rogalikami na wynos. Spożyliśmy toto w pobliskim parku, zastanawiając się, dlaczego za tak mikrą ilość zapłaciliśmy tyle, ile za obfite śniadanie poprzedniego dnia w Gryfinie.....
Wracając do samochodu, zobaczyliśmy otwierający się bar kanapkowy. I to był strzał w dziesiątkę! Tego nam było trzeba o poranku. Kanapki - ku rozpaczy Potomstwa, a naszej radości - wypełnione warzywami, pieczywo świeżutkie, herbata i kawa przepyszne. Przy okazji rozmowy z miłym właścicielem knajpki, dowiedzieliśmy się, w którą stronę kierować się ku Tivoli i tak pokrzepieni, ruszyliśmy na podbój Kopenhagi.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz