czwartek, 3 maja 2012

Ribe i zachód słońca nad Morzem Północnym


Z Legolandu wyjechaliśmy po 18.00, zaraz po zamknięciu bram parku. W planach mieliśmy jeszcze jedną duńską atrakcję: średniowieczne miasteczko Ribe. Rzeczywiście, szkoda byłoby je ominąć....
Urocze, wąski uliczki, niewielkie kamienice, z oknami tuż nad ulicą i malowniczymi drzwiami, no i ta skandynawska dbałość o proste szczegóły.


















W promieniach zachodzącego słońca, okolica wyglądała jeszcze piękniej...



Zapisaliśmy urokliwe miasteczko Ribe w naszym sekretnym dzienniku, jako to, do którego warto wrócić. Chociażby po to, żeby spotkać latarnika, który podobno codziennie po zmroku zapala tutaj uliczne latarnie gazowe. Nie sądziliśmy, że uda nam się wrócić tak szybko....
Ruszyliśmy żwawo na południe, z myślą o powrocie ku krajowi, z noclegiem "gdzieś na terenie Niemiec". Jednak nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie zmodyfikowali naszych planów...
Postanowiliśmy podjechać "na chwilę" nad Morze Północne, żeby przekonać się, czym jest - opisywane przez przewodniki  - morze wattowe. W nagrodę zobaczyliśmy, jak wygląda zachód słońca nad Morzem Północnym.


 


Przekonaliśmy się również, że koniecznie, obowiązkowo i zdecydowanie MUSIMY przejechać po morzu watowym - czy to własnym samochodem (wszak terenowym), czy też transportem miejscowym. Na noc nie chcieliśmy się zapuszczać na nieznane morza, zawróciliśmy więc szukać noclegu w pobliskiej wsi. Nie było to trudne - mimo tego, że Dania wygląda, jakby większość jej mieszkańców wymarła - jedzie się przez puste wsie i miasteczka, tylko w Kopenhadze i Legolandzie widzieliśmy większe skupiska ludności  - jednak Duńczycy istnieją i są bardzo uprzejmi, do tego znają angielski - nawet w nadmorskiej niewielkiej wsi.
Ulokowaliśmy się na piętrze, w niewielkim, acz wygodnym apartamenciku, składającym się z kuchni, pokoju i łazienki. Pan gospodarz bardzo się martwił, że nie ma zaopatrzonej lodówki (bo w sezonie oczywiście ma!), ale nie spodziewał się gości, sklepy zaś już zamknięte...Nawet podjechałby do miasteczka z radością, ale wcześniejsze plany i zobowiązania go wzywają i bardzo przeprasza. Rozpakowaliśmy więc bagaże podręczne, wsiedliśmy w autko i....ruszyliśmy znów do Ribe. Ribe nocą jest równie urokliwe, jak wieczorem. Nie spotkaliśmy, co prawda, latarnika, ale udało nam się zrobić zakupy na śniadanie i zjeść kolacyjnego hot-doga. Zaprowiantowani, wróciliśmy na nocleg.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz