sobota, 5 maja 2012

Poznań


Granica duńsko-niemiecka jest trudna do przeoczenia, mimo tego, że formalnie nie istnieje. Nagle, na pustych ulicach pojawiają się samochody, a po pustych chodnikach spacerują ludzie. Musieliśmy zwiększyć ostrożność, bo rozpieszczeni duńskim bezludziem odwykliśmy od ruchu na drodze.
Przez resztę dnia jechaliśmy, niemal bezustannie. Przez przypadek zahaczyliśmy o Hamburg i widzieliśmy tamtejszy port - robi wrażenie! Potem już bez przygód, za to z zupełnie niewiosenną pogodą (deszcz, buro i ponuro), dojechaliśmy do Polski. W drodze wpadliśmy na pomysł, że nie będziemy jechać bezpośrednio do domu, nie będziemy się też zatrzymywać w dowolnym przydrożnym motelu, za to zrobimy sobie zwiedzanie Poznania, na które zawsze brakowało nam wolnej chwili. 
Zamówiliśmy więc nocleg w hotelu, w pobliżu Rynku, odnotowaliśmy silny opada deszczu i poszliśmy spać - z nadzieją na zmianę pogody.
Rzeczywiście - rano warunki atmosferyczne okazały się dużo bardzie sprzyjające.
Trafiliśmy idealnie - tuż po wyjściu z hotelu udało nam się zobaczyć poznańskie koziołki "w akcji". Odebraliśmy też naukę, że nie ma tu "Starego Miasta" ani "Starówki" ani nawet "Rynku". Jest "Stary Rynek".
 
 





W związku z tym, że obudziliśmy się zbyt późno, by zdążyć na hotelowe śniadanie, szukaliśmy lokalu, który zadowoli nasze urozmaicone gusta. Udało się i serdecznie polecamy: Room 55.


Po późnym, acz obfitym śniadaniu zamarzyliśmy o czymś słodkim.....
 


Ale najpierw musieliśmy odbyć spacer:







Udało nam się spotkać ze Znajomą Poznanianką, która naszej przechadzce dodała "kolorków" - opowiadając i prowadząc nas w miejsca, których sami nie odkrylibyśmy. Dzięki Niej zjedliśmy przepyszny deser w Cocorico Cafe....
No i zrobiła nam rodzinną fotkę ze Starym Marychem (jako żywo - podobny do mojego Dziadka Aleksandra, łącznie z rowerem!)


Już po pożegnaniu ze Znajomą Poznanianką, próbowaliśmy "szybko" wrócić do samochodu. Niestety, Poznań nas wciągnął i odkryliśmy składnicę harcerską, księgarnię oraz sklep z długopisami.....



Późnym popołudniem, w drodze do parkingu, zapytaliśmy Przypadkową Kobietę, czy dobrze idziemy w kierunku ulicy Kazimierza Wielkiego, czy znajduje się ona w tym kierunku, w którym zmierzamy. Pani popadła w zamyślenie, które trwało i trwało, co było dla nas dość dziwne, bo wydawało nam się, że jesteśmy w pobliżu tejże ulicy.....Po chwili, z melancholią w głosie, Przypadkowa Kobieta, wykonując nieokreślony ruch ręką, odrzekła: "Kazimierza Wielkiego? taaak....gdzieś.....tam....jest."
Mimo tak nieprecyzyjnych wskazówek, dotarliśmy do samochodu, wsiedliśmy, zapakowawszy zdobycze "poznańskie" i - bez przygód - dojechaliśmy wieczorem do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz