Jednak moja otwartość na przygody nie pozwoliła mi długo zamartwiać się przyszłością. "Komu w drogę, temu Land Rover!" - zawołaliśmy radośnie - i w cztery samochody ruszyliśmy w drogę.
Piątek nie sprzyjał wyjazdowi ze stolicy - trwało to i trwało. Na szczęście: zna się skróty i objazdy. Wieczorem spotkaliśmy się w Cieszynie (każdy miał swoje przygody po drodze - niektórzy nawet zaliczyli pierwszą wizytę w warsztacie i nie byliśmy to my), znaleźliśmy kemping i rozbiliśmy pierwsze obozowisko.
Rano obudził nas śpiew ptaków.
śniadanie w Cieszynie |
Tak niedaleko odjechaliśmy od startu w centrum kraju, a już widać, że wiosna jest bliżej: drzewa zieleńsze, słońce mocniej przygrzewa, no i te wszechobecne ptaki... Śniadanie w plenerze nastroiło nas wybitnie pozytywnie - raźno ruszyliśmy w dalszą drogę, z zamiarem dotarcia do Belgradu. Po drodze nie spotkało nas nic szczególnie ciekawego, niemniej jednak bywało wesoło....
taniec, gdzieś w Centralnej Europie... |
...nieopodal zamku |
przerwa techniczna |
przerwa towarzyska |
przerwa.....po prostu przerwa ;) |
Cel osiągnęliśmy jeszcze przed 23. Po drodze nie oparliśmy się kuchni węgierskiej, serwowanej w przydrożnej restauracji. Było przepysznie, z takimi potrawami ma się ochotę biesiadować bez końca.
Belgrad nocą, jak zwykle. Który to już raz oglądamy Belgrad nocą? - pytaliśmy siebie samych. Owszem, robił wrażenie - był oświetlony, tętniący życiem, z jednej strony monumentalny, z drugiej - klimatyczny, miał w sobie urok. Ale jeszcze ani razu nie było nam dane zobaczyć tego miasta za dnia. Czas to zmienić! - powiedzieliśmy i już zaczęliśmy planować powrót z Bałkanów tak, żeby i na Belgrad za dnia wystarczyło czasu. Co będzie, to będzie, ale plan w głowie zapisany. Zachwyciły nas "Dziewczęta w letnich sukienkach" - zupełnie jak w piosence zespołu Yugoton. Po naszych, północnoeuropejskich klimatach, gdzie dopiero co zdjęto płaszcze i kozaki, dziewczyny w zwiewnych, kolorowych strojach i odkrytych butach to był niemal szok kulturowy.
Objazdówkę po nocnym Belgradzie zakłóciło nam jedno: niezidentyfikowany wyciek z wnętrzności naszego Landka. Na kempingu, nad samym Dunajem, rozbiliśmy obozowisko i panowie próbowali dociec przyczyny awarii - niestety, było zbyt ciemno, należało poczekać do rana.
Jak zwykle - wszelkiego rodzaju przygody techniczne przytrafiają się w niedzielę lub święto.
![]() |
obozowisko w Belgradzie, widok z boku |
![]() |
obozowisko w Belgradzie, widok od zaplecza |
![]() |
śniadanie w rodzinnym gronie |
![]() |
zwijamy się.... |
![]() |
...jeszcze mały rzut oka do wnętrza Landka... |
![]() |
... i pucowanie samochodu przed niedzielnym wyjazdem na miasto, część I |
![]() |
oraz pucowanie samochodu przed niedzielnym wyjazdem na miasto, część II |
Niedzielny poranek - słoneczny i wiosenny, a my na pośniadaniowym poszukiwaniu warsztatu lub przynajmniej kogoś, kto mógłby odsprzedać przewód paliwowy.
Dla chcącego nic trudnego!
Zapytawszy o drogę, dostaliśmy wskazówki - podjechaliśmy na tyły domu handlowego, gdzie stało kilka ciężarówek. Panowie kierowcy mieli w swoich zasobach coś na kształt rurki, która mogłaby służyć za prowizoryczny przewód paliwowy. Nasi panowie ochoczo zabrali się do roboty, co reszta ekipy skwapliwie wykorzystała na lokalne zakupy: ser, wino, warzywa i owoce.
Bardzo szybko uporano się z wymianą przewodu, jako i my z zakupami (chociaż walczyłyśmy dzielnie z wagą, w którą trzeba było wbić nazwę warzywa lub owocu - taki błyskawiczny kurs językowy) i ruszyliśmy ku Macedonii, tęsknie spoglądając z oddali ku dziennemu Belgradowi.
Droga była malownicza, bo całe Bałkany są cudne: czerwone dachówki domów zatopione w soczystej zieleni. Teren pagórkowaty, więc widoki tym bardziej ciekawe. Aż miło, kiedy każdy z domów ma ten sam kolor dachu, zamiast naszej pstrokatej różnorodności. To buduje ład przestrzenny. Aż się chciało wyglądać przez okna podczas jazdy.
O 16.30 przekroczyliśmy granicę z Macedonią. Hej przygodo!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz