niedziela, 28 kwietnia 2013

Wiosna w Macedonii - droga dojazdowa

Zmęczeni długą zimą, postanowiliśmy, wraz z Przyjaciółmi, wyruszyć na Południe, w poszukiwaniu wiosny. Byłam pełna obaw, zabierając namioty i szykując się na dzikie biwakowanie - u nas pogoda zupełnie nie zachęcała do tego sposobu spędzania czasu, a Bałkany leżą wszak nie tylko na południu - z założenia cieplejszym, ale i ...w górach. Zakładałam więc, że możemy wyprawę skończyć w zaspie śnieżnej i z podkulonymi ogonami zacząć szukać hotelu.
Jednak moja otwartość na przygody nie pozwoliła mi długo zamartwiać się przyszłością. "Komu w drogę, temu Land Rover!" - zawołaliśmy radośnie - i w cztery samochody ruszyliśmy w drogę.
Piątek nie sprzyjał wyjazdowi ze stolicy - trwało to i trwało. Na szczęście: zna się skróty i objazdy. Wieczorem spotkaliśmy się w Cieszynie (każdy miał swoje przygody po drodze - niektórzy nawet zaliczyli pierwszą wizytę w warsztacie i nie byliśmy to my), znaleźliśmy kemping i rozbiliśmy pierwsze obozowisko.
Rano obudził nas śpiew ptaków.

śniadanie w Cieszynie

 Tak niedaleko odjechaliśmy od startu w centrum kraju, a już widać, że wiosna jest bliżej: drzewa zieleńsze,  słońce mocniej przygrzewa, no i te wszechobecne ptaki... Śniadanie w plenerze nastroiło nas wybitnie pozytywnie - raźno ruszyliśmy w dalszą drogę, z zamiarem dotarcia do Belgradu. Po drodze nie spotkało nas nic szczególnie ciekawego, niemniej jednak bywało wesoło....

taniec, gdzieś w Centralnej Europie...

...nieopodal zamku

przerwa techniczna


przerwa towarzyska

przerwa.....po prostu przerwa ;)


Cel osiągnęliśmy jeszcze przed 23. Po drodze nie oparliśmy się kuchni węgierskiej, serwowanej w przydrożnej restauracji. Było przepysznie, z takimi potrawami ma się ochotę  biesiadować bez końca.

Belgrad nocą, jak zwykle. Który to już raz oglądamy Belgrad nocą? - pytaliśmy siebie samych. Owszem, robił wrażenie - był oświetlony, tętniący życiem, z jednej strony monumentalny, z drugiej - klimatyczny, miał w sobie urok. Ale jeszcze ani razu nie było nam dane zobaczyć tego miasta za dnia. Czas to zmienić! - powiedzieliśmy i już zaczęliśmy planować powrót  z Bałkanów tak, żeby i na Belgrad za dnia wystarczyło czasu. Co będzie, to będzie, ale plan w głowie zapisany. Zachwyciły nas "Dziewczęta w letnich sukienkach" - zupełnie jak w piosence zespołu Yugoton. Po naszych, północnoeuropejskich klimatach, gdzie dopiero co zdjęto płaszcze i kozaki, dziewczyny w zwiewnych, kolorowych strojach i odkrytych butach to był niemal szok kulturowy.

Objazdówkę po nocnym Belgradzie zakłóciło nam jedno: niezidentyfikowany wyciek z wnętrzności naszego Landka. Na kempingu, nad samym Dunajem, rozbiliśmy obozowisko i panowie próbowali dociec przyczyny awarii - niestety, było zbyt ciemno, należało poczekać do rana.

Jak zwykle - wszelkiego rodzaju przygody techniczne przytrafiają się w niedzielę lub święto.

obozowisko w Belgradzie, widok z boku

obozowisko w Belgradzie, widok od zaplecza

śniadanie w rodzinnym gronie

zwijamy się....

...jeszcze mały rzut oka do wnętrza Landka...

 
... i pucowanie samochodu przed niedzielnym wyjazdem na miasto, część I

oraz pucowanie samochodu przed niedzielnym wyjazdem na miasto, część II
 

Niedzielny poranek - słoneczny i wiosenny, a my na pośniadaniowym poszukiwaniu warsztatu lub przynajmniej kogoś, kto mógłby odsprzedać  przewód paliwowy.
 Dla chcącego nic trudnego!
Zapytawszy o drogę, dostaliśmy wskazówki - podjechaliśmy na tyły domu handlowego, gdzie stało kilka ciężarówek. Panowie kierowcy mieli w swoich zasobach coś na kształt rurki, która mogłaby służyć za prowizoryczny przewód paliwowy. Nasi panowie ochoczo zabrali się do roboty, co reszta ekipy skwapliwie wykorzystała na lokalne zakupy: ser, wino, warzywa i owoce.


Bardzo szybko uporano się z wymianą przewodu, jako i my z zakupami (chociaż walczyłyśmy dzielnie z wagą, w którą trzeba było wbić nazwę warzywa lub owocu - taki błyskawiczny kurs językowy) i ruszyliśmy ku Macedonii, tęsknie spoglądając z oddali ku dziennemu Belgradowi.

Droga była malownicza, bo całe Bałkany są cudne: czerwone dachówki domów zatopione w soczystej zieleni. Teren pagórkowaty, więc widoki tym bardziej ciekawe. Aż miło, kiedy każdy z domów ma ten sam kolor dachu, zamiast naszej pstrokatej różnorodności. To buduje ład przestrzenny. Aż się chciało wyglądać przez okna podczas jazdy.

O 16.30 przekroczyliśmy granicę z Macedonią. Hej przygodo!



 
 

 

 

 

 

 

 

 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz