niedziela, 28 kwietnia 2013

Pierwszy wieczór

Tuż po przekroczeniu granicy postanowiliśmy zjeść pierwszy bałkański posiłek -
 pljeskavicę http://en.wikipedia.org/wiki/Pljeskavica (niestety, opis tylko po angielsku, ale same zdjęcia mówią wiele...)
albo cevapcici http://pl.wikipedia.org/wiki/%C4%86evap%C4%8Di%C4%87i
 (wedle uznania)
 z obowiązkową sałatką warzywną - "szopską" http://pl.wikipedia.org/wiki/Sa%C5%82atka_szopska
albo "mjeszaną" - też do wyboru.
Niektórzy skosztowali też lokalnej, tłustej zupy.
Do każdego z zestawów kelner przyniósł nam tyle frytek, że nawet Gilbert z Ismeną ich nie zmogli. Mięso z sałatką - to smak niepowtarzalny tamtego regionu. Już wiedzieliśmy, że jesteśmy na miejscu.
Teraz należało tylko poszukać dobrego miejsca na nocleg - słońce było coraz niżej, chociaż nadal mocno przygrzewało.
Podjechaliśmy do pobliskiej atrakcji krajoznawczej - Kanionu Matka. Zajmuje on obszar 5 tys. ha, oprócz malowniczej doliny rzeki Treska, wcinającej się głęboko w góry, można tu zwiedzić jaskinie (najdłuższa 176metrów!), liczne kościółki i monastyry. Koniecznie chcieliśmy pospacerować kanionem w świetle słońca, dlatego poszukiwaliśmy miejsca noclegowego w pobliżu.
Zaparkowaliśmy samochody nieopodal tamy i poszliśmy rozglądać się za stosownym miejscem. Miejsca - co prawda - nie znaleźliśmy, ale byliśmy świadkami przedziwnej sceny: kilku panów, zniecierpliwionych tym, że nie są w stanie wyjechać z ciasnego parkingu, chwyciło własny samochód pod podwoziem i - raz-dwa, raz-dwa - przestawili go w stosowniejsze do manewrowania miejsce. Fakt, samochód zwyczajny, więc sporo mniejszy od naszych potworów, ale i tak - silny naród z tych Macedończyków!
Wycofując się z mało fortunnego parkingu, spotkaliśmy spacerującego człowieka, który zagadnął do nas po polsku. Zapytał, czy szukamy miejsca noclegowego i zaproponował własne podwórko. Wahaliśmy się chwilę, ale zaproszenie było tak serdeczne, że nie mogliśmy nie skorzystać.
Jeszcze nie wiedzieliśmy, jak miły wieczór nas czeka....
Tymczasem rozbijaliśmy obóz. Żeńska część ekipy szukała ustronnego miejsca na "czynności toaletowe", przy czym Natalia wyznała, że ona w zasadzie jest odważna za dnia, po zmroku boi się szeleszczących w krzaczorach dzikich zwierząt, czyhających tam na nią. Ruszyliśmy z odsieczą - ja i Damian, szukając z latarkami owych niebezpiecznych i hałaśliwych stworów. Nie natknęliśmy się ani na jelenie, ani na niedźwiedzie, ani na wilki, ani na łosie. Uznaliśmy więc, że na pewno szeleszczą w zaroślach KANGURY, no bo jeśli nie one, to kto? Od tego momentu KANGUR stał się motywem przewodnim, a nawet symbolem, naszej macedońskiej wyprawy.
Wygłupy swoją drogą, ale mieliśmy też prawdziwych gości w naszym obozowisku. Przyszedł nasz gospodarz - Ajet - ze swoimi dwoma braćmi oraz ich synami. Zaproponowali herbatę. A miejscowa herbata to nie byle co! Zapytaliśmy o ich żony. Powiedzieli, że one są dobrymi muzułmankami - bo nasi gospodarze byli macedońskimi Albańczykami - wiedzą, że do obcych gości kobietom nie wypada wychodzić. Bardzo prosiliśmy, czy to jest możliwe, żeby kobiety przyniosły nam herbatę, więc - po naradzie - panowie ustalili, że już nie jesteśmy tacy całkiem obcy, bo chwilę z nami porozmawiali, więc kobiety mogą przyjść. Po chwili dwie żony gościnnych braci przyniosły szklaneczki z herbatą i usiadły obok nas przy naszych stolikach turystycznych zastawionych orzeszkami i ciastkami, skrzętnie pilnując, żeby znaleźć się w kręgu kobiet, z dala od mężczyzn. Kompletnie nie znając języka -  my macedońskiego, a one żadnego poza macedońskim - porozumiewałyśmy się zgrabnie za pomocą języka ciała. Śmiechu było co niemiara, ale były też i poważne rozmowy.
Kiedy już wszyscy wygadali się do cna (albo bardziej przez rozsądek - naszych gospodarzy czekała następnego dnia codzienna praca, nas - droga), pożegnaliśmy się z gościnnymi Albańczykami i sprzątnęliśmy pozostałości po biesiadzie, żeby przypadkiem nocą nie zakradł się do obozowiska jakiś KANGUR. W momencie, kiedy ostatni maruderzy zapinali suwali od namiotów, gospodarze jeszcze nas zaskoczyli, przynosząc miseczkę świeżo zerwanych TRUSKAWEK. Truskawki w kwietniu! Niesamowite!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz